Dlaczego nie chcemy pracować w rodzinnej atmosferze?
Firma to nie rodzina. Od mądrych HR-ów coraz częściej słyszymy sprzeciw wobec wymieniania podpunktu “rodzinna atmosfera” w liście benefitów w ogłoszeniach o pracę albo na stronie “O nas”. Dlaczego? Przecież wydawałoby się, że rodzinna atmosfera to coś miłego i budzi same miłe skojarzenia.
Zacznijmy od tego, skąd się wzięło takie przekonanie? Najprawdopodobniej taka myśl powstała jako sprzeciw wobec korpo-atmosferze, w której casual Friday to był szczyt wyluzowania. Bo przecież całkiem do niedawna wszyscy w obszarze white collar pracowaliśmy w bardzo sformalizowanych warunkach. Dlatego firmy, w których można było trochę wyjąć kij z samiwieciekąd, chodzić w kapciach, mieć swój kubeczek czy w których koleżanki i koledzy z biura są nam naprawdę bliscy, zaczęły zbierać powszechne pochwały.
I faktycznie przyjazna atmosfera, gdzie pracownicy nie są traktowani jak trybiki w maszynie, ale w której jest przestrzeń budowanie relacji i przyjaźnie, powinna być tym, do czego wszyscy musimy aspirować. Bo wtedy wszystkim pracuje się lepiej. W końcu spędzamy w pracy ⅓ dorosłego życia.
Ale jest kilka zastrzeżeń…
- Przyjaznego środowiska pracy nie da się sztucznie wytworzyć, bo jeśli to jest tylko na poziomie deklaratywnym, to ludzie bardzo szybko się zorientują i poczują się bardzo oszukani.
- Nie każdemu rodzina kojarzy się z miłymi wspomnieniami. Jesteśmy jednak pokoleniem wychowywanym przez pierwsze powojenne pokolenie boomerów, którzy nie zawsze potrafili stworzyć kochający dom.
- Biorąc pod uwagę historię i scenę polityczną, w naszym kraju firmy prowadzone przez rodziny są bardzo często kojarzone z nepotyzmem, faworyzowaniem i kumoterstwem czy nieudaną sukcesją.
- Budowanie atmosfery silnych więzi i bezwarunkowej miłości często staje się polem do ogromnych nadużyć, bo granice w relacjach zaczynają się zacierać, a normą stają się telefony na urlopach i szantaże wobec odejść.
- Analogia do rodziny może działać jak miecz obusieczny, bo z rodzinnej firmy też ciężko kogokolwiek zwolnić. Jeśli więc zajdzie taka potrzeba, może się okazać, że mamy związane ręce.
A więc nie używajmy hasła “rodzina” bezrefleksyjnie. Nie wycierajmy sobie gąb tym słowem, legitymizując wyzysk i oczekiwanie bezwzględnej lojalności. Ani też nie oczekujmy od pracowników bezwarunkowej miłości i bezwzględnej lojalności.
W tym odcinku podajemy bardzo dużo przykładów patologicznych rodzinek, które wszyscy znają, ale nikt nie mówi o nich głośno. Uważamy bowiem, że naświetlanie złych przykładów może dać punkt odniesienia komuś, kto być może tkwi w takim klimacie, nie zdając sobie sprawy z tego, że to nie jest OK.
Ale żeby nie skończyło się tylko na narzekaniu, próbujemy też dać rady specjalistom od Employer Brandingu, jak ubrać w słowa to, że w niektórych firmach faktycznie jest po prostu dobrze, luźno i ludzko. Bo tych haseł nie trzeba sobie oprawiać w ramki. Te wartości będą w firmowym DNA. A ludzie mają prawo swoje miejsce pracy traktować jednak z pewnym dystansem i zachowywać po prostu zdrowy tzw. work-life balance.